Nie potrafiłam jakoś wczuć się w klimat. Nie przeczę, że porusza ważne sprawy, ale nie podoba mi się sposób w jaki to robi. Nie wiem, może jestem staroświecka ale według mnie przedślubna podróż z przyjacielem, której celem jest przelecieć jak najwięcej lasek zanim będę uwiązany na całe życie to jest zwykła zdrada, w dodatku z premedytacją. Film jest bardzo wulgarny, oglądałam wersję angielską i co drugie słowo tego, który miał się żenić (nie pamiętam imienia) to "fuck". W rozmaitych kontekstach. Ciekawa postać natomiast niespełnionego pisarza, ciekawe zakończenie - możemy jedynie przypuszczać co będzie dalej, nie ma tzw. happy-endu za co daję duży plus. Ale ogólnie rzecz biorąc film mnie nie zachwycił. Czego innego spodziewałam się po "inteligentnej komedii". Dlaczego ludzie się nim zachwycają? Nie potrafię powiedzieć. Nie zarzucajcie mi braku wrażliwości, inteligencji, wyczucia. Tak nie jest. Po prostu powiedzcie czego w "Bezdrożach" nie potrafiłam dostrzec a co czyni ten film takim wyjątkowym. Jestem bardzo ciekawa. A może on wcale nie jest taki wspaniały, może trafiłam po prostu na przerysowany opinie jakichś entuzjastów?