Właśnie, dopiero za drugim podejściem obejrzałam film z przyjemnością i do końca. Nie bardzo potrafię sobie wytłumaczyć ten fenomen. Za pierwszym razem ledwie dotrwałam do momentu, gdy Miles dzwoni w knajpce do żony, po czym wyłączyłam. Ale ponieważ staram się jednak oglądać filmy w całości, po kilku miesiącach zrobiłam drugie podejście i... tym razem poszło zadziwiająco gładko. Nie dość, że z przyjemnością obejrzałam jeszcze raz od początku, to dalej było nawet lepiej. A już dwie sceny po prostu rozwalają: szarża Jacka na polu golfowym i próba rozbicia auta. :) A może początek rzeczywiście jest słabszy i trzeba po prostu trochę poczekać? Czy ktoś też miał takie wrażenie?